wtorek, 13 listopada 2012

suplementy część II

Naprawdę dużo czasu minęło zanim zrozumiałam, że łykniecie "tabletki cud" nic nie da.




Opowiem Wam moją historię odchudzania.

Chyba pierwszy suplement diety jaki w ogóle kojarzę to slim fast. Z resztą K.A.S.A nawet o tym śpiewał i tu zdaję sobie sprawę , jaka jestem stara, że w ogóle pamiętam tę piosenkę...;) Byłam za mała, żeby  stosować osławiony slim fast, ale sąsiadka to stosowała i już wtedy myślałam, że to "super sprawa" - człowiek jest gruby łyka sobie jakąś magiczną miksturę i za miesiąc jest już szczupły. Rewelacja!

Jako nastolatka kupiłam sobie tabletki "Ananas" i był to pierwszy promyk nadziei, który miał sprawić, ze schudnę. Tak się naturalnie nie stało, jednak w miarę pojawiania się nowych suplementów ulegałam reklamom i kupowałam coraz to nowe wynalazki mające mnie przybliżyć do wymarzonej figury.

I tak począwszy od "Ananasa" przez łykanie, przykładowo- "chromu", L-karnityny w płynie/ w tabletkach aż po "Cidrex" i ostatecznie skończywszy na "Linei" dotarło do mnie że jedyne co podczas tych kuracji schudło, to mój portfel.

Pamiętajmy, że nie ma takiej tabletki, która sprawi, że w ciągu tygodnia schudniemy 5 kilo. Jeśli nadal będziemy jeść niezdrowo, a ze sportu będziemy uprawiać tylko "leżenie na czas", to niestety czeka nas nadwaga i sama pigułka nam nic nie da. Poza tym, jeśli reklama tabletek obiecuje nam schudnięcie np kilograma tygodniowo przy tym samym trybie życia co dotychczas, to osoba ważąca 60kg za nieco ponad rok powinna zniknąć!?

Upłynęło dużo czasu i moich ciężko zarobionych pieniędzy, zanim dotarło do mnie, że to zdrowe żywienie i sport jest kluczem do sukcesu.

Samo łykanie reklamowanych suplementów nic nie da. Trzeba jeszcze podnieść tyłek z kanapy i zacząć się ruszać, trzeba zdać sobie sprawę, że niezjedzony chips to sukces, a wypity sok zamiast piwa jest prawidłowym wyborem. Nie dajmy się zwariować. Marketingowcy za odpowiednią kasę wmówią nam wszystko.

poniedziałek, 5 listopada 2012

Zaskórniki

Podzielę się dzisiaj z Wami super sposobem na pozbycie sie zaskórnikow. 

Jako, że zmagam sie z tym problemem juz jakis czas, a nie chcialam zbankrutować na płatki przeznaczone specjalnie do tego celu, musialam znaleźć jakąś alternatywę. 

No i szczesliwym trafem znalazlam. Gdzie? W kuchni! A dokladniej to w szafce z przyprawami mojej mamy. Ona ma tam wszystko- od slodkiej papryki, przez czosnek, cynamon, bazylie, oregano, kurkume itp. itd. a na żelatynie kończąc. 

I to wlasnie o tą starą poczciwą żelatynę się rozchodzi. 

Wystarczy wziąć łyżkę żelatyny, łyżkę mleka i dobrze wymieszać, podgrzać w mokrofalówce przez parę sekund i nałożyć na nos, brodę czy policzki, Generalnie tam, gdzie się te dziady zaskórniki ulokowały. Potem należy zając się czymś przyjemnym, żeby nie zwracać uwagi na zapach, który [przynajmniej dla mnie] do najmilszych nie należy. No, ale jak powszechnie wiadomo- nie można mieć w życiu wszystkiego, więc udajemy, że wcale nam ten aromat żelatyny na nosie nie przeszkadza i rozkoszujemy się wizją idealnej cery bez ani jednego zaskórniaczka :) Czekamy i czekamy... musi to trochę potrwać, aż mikstura nam dobrze zaschnie [ 10 minut wydaje mi się niezbędnym minimum]. Nie polecam próbować zrywać tą papkę jeśli jest jeszcze choć w jednym miejscu wilgotna, ma schodzić tak samo dobrze, jak maseczka typu peel-off. 

Po tym czasie zrywamy zeschniętą żelatynę, a wraz z nią wszystkie niedoskonałości :) Włala!!!



Łatwe, szybkie i niedrogie, prawda? Do tego również ekologiczne :)

Tradycyjne plastry na zaskorniki przeznaczone sa głównie do nosa. Poza tym ich cena daje dużo do życzenia... 
Ale to już nie jest problem mojego portfela:)




A Wy? Borykacie sie z zaskornikami? Jak sobie z nimi radzicie?



środa, 24 października 2012

Niespodzianka

Lubicie niespodzianki? Ha! Kto ich nie lubi... :) Ja też uwielbiam, ale tylko te MIŁE. Niestety odkąd zaczęłam czytać składy produktów żywnościowych co chwila przecieram oczy ze zdumienia i dziwię się co też można w żywności odnaleźć.

Nie lubię więc słodkich niepodzianek. I wcale nie mam tu na myśli pudełka pralinek albo innych pyszności. Chodzi mi o cukier ukryty...

Są produkty, które cukier mają, a nawet mieć powinny. Nie czepiam się  więc cukierków, lodów, czekoladek itp. Bardziej interesują mnie przypadki, w których producent sprytnie upakował cukier, a my, konsumenci nie zdajemy sobie nawet  sprawy gdzie można znaleźc niezłe pokłady pustych kalorii.
Bo, np taki ketchup? przecież on jest z pomidorów! Ale żeby zabić kwaśny ich smak dodaje sie sporych ilości cukru! Podalam pierwszy z brzegu przyklad, ale jest naprawde wiele produktów,  w ktorych obecnosc cukru stanowi niemale zaskoczenie.
Ograniczenie spozycia cukru nie jest wiec wcale takie proste, skoro na każdym kroku czekaja na nas pułapki w postaci cukrów dodanych do żywności.

Obecnie istnieje także bardzo wiele substancji słodzacych. Rzadko kiedy na etykiecie widnieje wiec samo slowo CUKIER odnoszące sie do substancji słodkiej użytej w recepturze. Przecietny konsument nie potrafi ich więc nawet zidentyfikowac!

Jedyny sposób to zapoznanie się jakie typy cukru można znaleźć na etykietach:
  • jesli napisane że cukier- na pewno jest to cukier :) nieważne jaki, najgorzej jeśli wymieniany jest jako pierwszy w składzie, wtedy jest go najwięcej spośród innych komponentów
  • wszystko co konczy się na "-oza" to również jest cukier 
  • słód, ekstrakt słodowy
  • miód,
  • syrop kukurydziany, klonowy, z trzciny cukrowej  
  • melasa,
  • maltodekstryna
W przemysle żywnościowym używa się również  słodziki o bardzo wysokiej intensywności słodzenia, należą do nich m. in. ksylitol, mannitol, aspartam. 

Cukry dodane znajdują się nie tylko w słodkich przekąskach ale również w napojach, produktach wysoko przetworzonych i daniach gotowych. Dodawane są głównie dla wzmocnienia smaku. Należy jednak mieć na uwadze, że nie wszystkie produkty zawierające cukry dodane charakteryzują się smakiem słodkim [ np. wspomniany wcześniej ketchup].

Dlatego zawsze czytajmy składy produktów. 
Szczególną uwagę zwróćmy na
  • ciasteczka i batoniki
  • soki, napoje, nektary
  • dżemy, marmolady
  • galaretki
  • gotowe produkty śniadaniowe [ budynie, płatki, puddingi ryżowe]
  • syropy, te do picia, jak i pełniące rolę polewy np. do naleśników
  • sosy i dressingi do sałatek
  • jogurty, musy i smakowe deserki
Lista produktów jest naprawdę spora i są to artykuły spożywane praktycznie codziennie przez większość z nas. Sporadyczna konsumpcja cukrów dodanych z pewnością nam nie zaszkodzi, ale za to regularne dostarczanie organizmowi pustych kalorii na zdrowie nam za pewne nie wyjdzie...


niedziela, 14 października 2012

co na kanapki

Dzisiaj zajmiemy się sprawą kanapek. Większość z nas zajada je codziennie, czy to na sniadanie, przegryzkę lub też jako element kolacji. 

Często zastanawiamy się co na ten chlebek czy bułę położyć. I  niejednokrotnie ląduje tam kawałek wędlinki- padlinki :) I o tym dzisiaj chciałam się powymądrzać. 




Czesy, kiedy pólki sklepowe wyglądały mniej więcej tak:


dawno już minęły.

Obecnie jest tyle rodzajów wędlin i kiełbas, że trudno się w tym wszystkim połapać. Nieraz nie wiadomo już co kupować. Ja Wam chcę trochę podpowiedzieć, po co warto sięgać i dlaczego. 






Podstawową zasadą podczas zakupów powinna być myśl by wybierać mięso z jednego kawałka mięśnia. Co to znaczy? Ano zatrzymujemy się dłużej przy nazwach takich jak: szynka, polędwica, pierś z indyka/ kurczaka itp. Dlaczego to takie ważne? Bo jest to tylko jedna część mięcha wycięta z półtuszy  świnki lub krówki czy też tuszki kurczaka i poddana obróbce. Wiadomo, że zawsze będą dodane jakieś ulepszacze, konserwanty, i inne dodatki, ale na pewno będzie ich tam mniejsza ilość niż w kiełbasach drobnorozdrobnionych. Zapamiętajcie- im bardziej rozdrobniona kiełbasa, tym więcej da się do niej upchać rzeczy udających mięsko: tłuszczu, skrobi i innego badziewia. Pomyślcie sobie- gdy przekroimy szyneczkę to co widzimy- śliczne różowe mięsko. A przekrójmy jakąś wędlinę typu mielonka...ujrzymy nie wiadomo co.  Bardzo łatwo jest więc oszukać konsumenta w kiełbasie gdzie wszystkie składniki są ze sobą mielone przez obróbką cieplną. Można wtedy mięso zastąpić np. dodatkiem skrobiowym,  dodać do tego trochę tłuszczu i sprawa załatwiona. Nadal będzie to wyglądało jak wyrób z mięsa, jednak w swoim składzie będzie go zawierało niewielkie ilości.Tak więc szukając gdzie jest najwięcej mięsa w mięsie na pewno nie zahaczajmy o półkę z parówkami, mortadelami, czy kiełbasami gorszymi gatunkowo. 

Z punktu widzenia dietetyki najlepsze jest mięso indycze, potem drób, wieprzowina a na koncu wołowina. Warto mieć to także na uwadze wybeierając się do mięsnego :) 

Pozostaje jeszcze jedna ważna kwestia- pieniądze. Dobra wędlina kosztuje i to kosztuje nie mało. Nie ma co tu ukrywać, że zasada jest w tym przypadku jedna: im więcej dodatków zastępczych tym wędlina jest tańsza. A mając na uwadze, że kupując regularnie szyneczkę babuni, dziadunia, wujka Czesia czy też cioci kloci- zostawimy w kasie sklepowej niemałą sumkę. I aż korci by zakupić coś tańszego a zaoszczędzone złotówy wydac w drogerii za rogiem. Pomysł może i kuszący, ale czy korzystny dla naszego zdrowia? Ja myślę, że lepiej  kupic 5 plasterków lepszej wędliny, niż 10 tańszej. 

Na koniec podsuwam jeszcze szybciutko pomocne rozwiązanie- pędzimy do mięsnego, kupujemy np. karkóweczke, peklujemy ją po swojemu, wrzucamy do piekarnika i zapiekamy. Wyjdzie taniej i zdrowiej. W tym czasie można pomalować paznokcie, albo wziąć relaksującą kąpiel w domowym SPA :)

Tylko nie zapomnijcie później wyjąć tą karkówkę z piekarnika!;)





piątek, 5 października 2012

Suplementy

Jako, że sezon jesienny w pełni, atrakcyjność nasza wzrasta i stajemy się coraz bardziej pociągający. Nosem oczywiście. Producenci chusteczek higienicznych zacierają ręce,  a farmaceuci zakasują rękawy, bo muszą poradzić sobie z rzeszą klientów proszących o coś na wzmocnienie. W telewizji co chwila bloczek reklamowy a w nim scenka co kupic na przeziębienie.



Pędzimy więc do apteki i kupujemy co nam tam pani magister poleci.
Suplementy diety zajmują coraz większą powierzchnię sklepowych półek, sięgamy po nie nieraz bez zastanowienia.  Ale czy naprawdę wiemy co się w nich kryje?
Dużą popularnością na polskim rynku cieszą się preparaty zawierające w składzie naturalne antyoksydanty: witaminę C i rutynę.

Witamina C
·         Należy do naturalnych antyoksydantów
·         Działa aktywizująca na układ immunologiczny
·         Zapobiega infekcjom
·         Wpływa na wytwarzanie kolagenu

Rutyna:
·         Jest naturalnym antyoksydantem
·         Ma działanie przeciwwirusowe
·         Jest substancją przeciwzapalną
·         Obniża ciśnienie
·         Wzmacnia naczynia krwionośne


Warto wiedzieć, że producenci suplementow diety w Wielkiej Brytanii i USA stosują tzw. over-formulation lub overages czyli umyślnie zwiększają zawartość substancji czynnej w stosunku do wartości deklarowanej. Czyli w  witaminie C jest jej więcej aniżeli można przeczytać na opakowaniu.  Takie postępowanie ma na celu zapobieganie stratom wynikającym z ewentualnego rozkładu substancji czynnej podczas przechowywania preparatu i ma zapewnić w momencie przyjmowania przez pacjenta/konsumenta zawartość substancji zgodną z deklaracją producenta .

W przypadku witaminy C zaleca się nadmiar nie większy niż 30% wartości deklarowanej.
W ubiegłym roku zostały przeprowadzone badania na suplementach diety dostępnych na polskim rynku, które  zawierają  wyżej wymienione substancje.


 
Została oznaczona zawartość witaminy C i rutyny w siedmiu suplementach diety i leku, a otrzymane wyniki porownano z wartościami deklarowanymi przez producentow. Okazało się, że tylko w jednym suplemencie zawartość witaminy C była zgodna z wartością deklarowaną na opakowaniu, trzy zawierały jej większe ilości  (112234%), a w pozostałych była ona zdecydowanie niższa (4067%) niż wynikało to z informacji na etykiecie. Z kolei zawartość rutyny była we wszystkich suplementach niższa (3480%) niż deklarowana przez producenta.

Jaki z tego wniosek? Nigdy tak naprawdę nie wiemy ile substancji czynnej przyjmujemy. Nie ma żadnej pewności, że producent zawarł deklarowaną ilość witaminy, jak również, że nie została ona utracona podczas przechowywania.

Czasami lepiej więc zapobiegać utracie odporności naturalnymi sposobami.
Ale o tym innym razem  :)

Żródło: B. Kupcewicz, E. Michalska, E. Budzisz.: Ocena zawartości witaminy C i rutyny w wybranych suplementach diety. Bromat. Chem. Toksykol. – XLIV, 2011, 1,  72–75

poniedziałek, 1 października 2012

Zajadanie stresu

Nie wiem, jak Wasze życie, ale moje jest wyjątkowo stresujące.

A to zaśpię, a to w pracy wkurzy mnie jakiś klient, a to na koncie znów zostaje za mało, lub nie zostaje w ogóle, a to włosy mi się nie chcą układać, a to mąż nie zauważy koloru nowego lakieru do paznokci i jeszcze zostawia pusty talerzyk w lodówce, zamiast włożyć do zmywarki.. że już o zmniejszonych w  praniu dżinsach, które jeszcze tydzień temu były dobre nie wspomnę...

Krótko mówiąc- całe życie pod górkę!

Są ludzie, którzy w stresie chudną, ja niestety do nich nie należę  i jak mnie cos stresuje to po prostu JEM. Jem dużo i sama nawet nie wiem, kiedy.


W liceum był to słonecznik pochłaniany paczka za paczką, na studiach, przed egzaminami padło na draże, potrafiłam późnym wieczorem lecieć po nie do sklepu, by tylko móc rozkoszować się smakiem kuleczek, potem były jeszcze [o zgrozo!] chipsy, a już w całkiem dorosłym życiu-wszystko co tylko wpadło mi w ręce.

No cóż, jedni z nerwów obgryzają paznokcie, inni palą papierosy a ja po prostu jem.

Na szczęście z tym walczę i podzielę się z Wami moimi sposobami:

- unikam przede wszystkim wszelkich przekąsek, po prostu nie chomikuję ich w domu, by w razie czego nie mieć łatwej przegryzki,

- staram się zawsze mieć w domu jabłko i marchewkę; tak uwiebiane przeze mnie chipsy chrupały i odreagowywały dzięki temu cały mój skumulowany stres, a teraz przynajmniej przełamuję go chrupiącą marchewką


 
- staram się nie dopuszczać do siebie złych myśli.

Kiedyś widząc swoje zdjecie ze szczuplejszych czasów wzdychałam, jaka to kiedyś byłam ładna i na pocieszenie jadłam czekoladę w myśl zasady "i tak już mi nic nie pomoże"; 

- nie mam w domu czekolady. Nie wiem, jak Wam, ale czekolada dla mnie to lek na całe zło. Kocham jej smak, gdy rozpływa się w moich ustach to od razu mi lepiej. Z resztą zawsze dostawałam czekoladę w nagrodę "za coś", więc mam też poczucie bezpieczeństwa i takiej błogości, gdy ją jem.

- gdy mi smutno, lub jestem zdenerwowana, staram się odreagować emocje w inny sposób. Biorę się np za sprzątanie, ale takie konkretne, np prasowanie nic tu nie da, ja musze wywalić wszystko z szafy i układać na nowo, szoruję wtedy na błysk podłogi albo wannę.  

- odreagowuję stres na moim mężczyźnie:) [ No cóż, nikt nie mówił, że będzie lekko... ] Albo mu się żalę i szlocham w ramię jaka to jestem nieszczęśliwa, aż mnie pocieszy i zrobi mi się lepiej, albo wywiezie gdzieś do lasu na spacer, pójdziemy na rower itd itp i wracamy dopiero jak mi przejdzie; -[to jednak dosyć ryzykowne, gdyż facet czasem w pierwszych chwilach mojej nerwówki wypala z iście męską prozpozycją "to może napijemy się browara?"]

- staram się zająć myśli czymś innym- ostatnio padło na naukę angielskiego, ale moze to być szydełkowanie, czytanie książki, surfowanie po internecie, zabawa z dzieckiem, telefon do przyjaciółki itd., cokolwiek co pozwoli skierować myśli na inne tory

-staram się zajać ręce czymś innym- przykładowo- malowanie paznokci, które jest dodatkowym atutem, gdyż jest szansa, że zanim wyschnie lakier, to złość już nam przejdzie;

-no i ostatecznie staram się przetłumaczyć sobie, że na pewne rzeczy nie mam wpływu, a na to co zjem -tak. Że nie warto zajadać stresu, bo problem sam się nie rozwiąże nawet jak zjem 3 tabliczki czekolady.

Trzeba ochłonąć, przemyśleć sprawy na spokojnie, może wypić filiżankę dobrej herbaty i przeczytać jakąś fajną książkę? Albo zrobić sobie wieczór dla urody w domowym SPA? 




 
Po prostu robić wszystko, by tylko nie zajadać stresu.



niedziela, 30 września 2012

Resweratrol


W poprzednim poście przedstawiłam działanie alkoholu na organizm kobiety. Wniosek nasuwa się jeden- za wiele nam na tej płaszczyźnie życia poszaleć nie wypada, zarówno w kwestii społecznej jak i zdrowotnej. No ale zgodnie z maksymą- człowiek nie kaktus i pić musi, to i nam, kobietom czasami od życia się coś należy. 


A skoro już świadomie chcemy zgrzeszyć, to zróbmy to z głową. Mając do wyboru różne gatunki i rodzaje alkoholu- sięgnijmy po wino. Czerwone oczywiście. A dlaczego ja się tak tego wina czepiłam? Dlaczego tylko czerwone i czerwone? Białe być nie może?
Może... pewnie, że może, ale czerwone jest lepsze [ :P ]






Już szybciutko tłumacze dlaczego.

Otóż czerwone winko, oprócz tego, że działa na nas rozluźniająco, ma jeszcze jedną bardzo ważną cechę- działa z korzyścią na nasz organizm. Wszystko to za sprawą resweratrolu- związku występującym w dużej ilości w winogronach, a dokładniej w ich skórce. Ponieważ wina czerwone otrzymuje się z fermantacji winogrona wraz ze skórką- zawierają tego składnika więcej aniżeli wina białe.



A dlaczego w ogóle zajmujemy się tym związkiem?

Wykazano, że ma on szeroki zakres działania na organizm człowieka zarówno w zapobieganiu, jak i leczeniu różnych chorób:

  • zapobiega powstawianiu miażdżycy i choroby wieńcowej,
  • zmniejsza ryzyko zawału mięśnia sercowego,
  •  hamuje rozwój procesów nowotworowych oraz odgrywa ważną rolę podczas terapii nowotworowej (zwiększa efektywność chemioterapii), 
  • sugeruje się także, że związek ten chroni przed chorobami neurodegeneracyjnymi, takimi jak choroba Parkinsona, Alzheimera i Huntingtona.

Do tego ma działanie:
  • przeciwutleniające,
  •  antyproliferacyjnie,
  • przeciwzapalne,
  •  antyangiogenne- po naszemu- blokuje rozrost sieci naczyń krwionośnych odżywiających guza.


Średnia zawartość resweratrolu w winach czerwonych wynosi ok. 1,9 mg w litrze.

Czerwone wina o największej zawartości resweratrolu to:

  • Pinot Noir


  • St.Laurent

  • Marzemino 


  • Merlot
  • Blaufränkisch



Mniejsze stężenie tego związku jest w winach różowych, zaś w białych najmniejsze. Wynika to z procesu produkcji, bo jak już wcześniej wspomniałam- przy produkcji win czerwonych owoce są miażdżone i zostawiane razem z sokiem, by wyekstrahowane zostały związki nadające barwę i aromat. A w przypadku win białych wytłoki usuwane natychmiast po wyciśnięciu soku z winogron.

Morał z tych moich wypocin miał nasunąć się jeden- wybierajmy wina dobre. Ale niech nie przyświeca nam myśl, że tanie wina są dobre, bo są dobre i tanie… :P nie o to mi tu chodziło.  Chciałam jedynie zwrócić uwagę, że nawet spożywając alkohol można robić to z głową i mieć wymówkę w postaci argumentu korzystnego działania na organizm. I tego trzeba się trzymać :) 

ZDRÓWKO!




wtorek, 25 września 2012

Alkohol

Jaki jest najlepszy sposób na odreagowanie stresu? Powinnam tu od razu wyskoczyć z propozycją rozładowania emocji w jakiejś aktywności fizycznej, jogi, liczenia do dziesięciu itp., ale będzie to post bardziej przyziemny. Więc pytam jeszcze raz: co zrobić, żeby się zrelaksować po ciężkim dniu? Ano napić się drinka! A najlepiej dwóch… 



Niby każdy słyszał, że alkohol działa toksycznie na organizm człowieka, ale po co sobie tym teraz głowę zawracać? Mało to ja mam stresów? Przecież jedno piwko mi nie zaszkodzi, a jaka to przyjemność odstresować się wieczorem od trudów dnia codziennego… poza tym z mężem mamy niezła kolekcję wysokoprocentowych butelek w barku, więc aż się prosi by co nieco skosztować.

Niestety, moje drogie panie, w tej kwestii nam trochę nie poszło.
Dla faceta piwko to jak dla nas herbata. Wpada psiapsiółka to pędzimy do kuchni i wstawiamy wodę, a facet zawsze przyszwęda się z czteropakiem. Tak było, jest i  będzie. Dlaczego? 
Ponieważ  alkohol działa inaczej (bardziej toksycznie) na organizm kobiety niż mężczyzny, a ryzyko negatywnych konsekwencji spożywania alkoholu przez kobiety jest znacznie większe niż u płci brzydkiej.  Więc oni niech sobie to piwsko żłopią, a my się zajmiemy przez chwilę naszymi sprawami.

Stężenie alkoholu we krwi zależy od ilości wypitego alkoholu i masy ciała. Kobiety są przeciętnie mniejsze od mężczyzn i mają mniejszą masę ciała [przeciętnie, nie znaczy oczywiście ZAWSZE] , ale nawet jeśli kobieta waży tyle samo co mężczyzna to po wypiciu identycznej porcji alkoholu jej organizm otrzyma go aż 40% więcej. Dlaczego?

Powodów takiego stanu rzeczy jest kilka:
·         kobiety mają więcej tkanki tłuszczowej [ fuck!] i mniej płynów w organizmie; w związku z tym ta sama ilość alkoholu zostaje rozpuszczona w mniejszej ilości płynów w stosunku do masy całego ciała więc szybciej nam się zakręci w głowie. Obraz
ten zmienia sie w okresie okołomiesiaczkowym, kiedy to organizm kobiety zatrzymuje nieco wiecej wody.Metabolizm alkoholu jest tym samym różny w poszczególnych okresach cyklu miesiecznego kobiety, na co również należy zwracać uwagę.



·         kobiety mają w żołądku znacznie mniej enzymów odpowiedzialnych za metabolizowanie alkoholu, faceci szybciej sobie z nim radzą, podczas gdy nam może zaszkodzić już mała dawka trunku
·         a w końcu - kobiety mają więcej estrogenów, które sprzyjają intensywniejszemu wchłanianiu alkoholu- szybciej się wchłania, a wolniej rozkłada, w wyniku tego następuje wyższe stężenie alkoholu we krwi


Jakby tego było mało, organizm kobiety wykazuje mniejszą, niż organizm mężczyzny, zdolność do obrony przed negatywnymi konsekwencjami picia alkoholu.
Ponieważ kobiety słabiej metabolizują alkohol w żołądku, większa jego ilość dociera do wątroby, co powoduje jej niszczenie. Rozwój dysfunkcji wątroby występuje u kobiet po krótszym okresie picia i po mniejszych dawkach alkoholu niż u mężczyzn.
Alkohol powoduje u kobiet także  silniejsze dysfunkcje mózgu. Dotyczy to zwłaszcza osłabienia zdolności radzenia sobie z działaniami złożonymi (np. kierowaniem samochodem).

Poza tym alkohol zaburza funkcje hormonalne, co może zakłócić cykl miesiączkowy.
U kobiet pijących ryzykownie występuje zwiększone zagrożenie nowotworem sutka.
Alkohol wypłukuje także wapń z organizmu i zakłóca metabolizm witaminy D. Nadużywanie alkoholu przez kobiety zwiększa więc predyspozycję do ostrych form osteoporozy i powoduje o wiele większą podatność na złamania kości (zwłaszcza w okresie menopauzy).
Skutkiem nadużywania alkoholu przez kobiety może być również brak zainteresowania seksem, oziębłość płciowa i niezdolność do przeżywania orgazmu.
Ryzykowne spożywanie alkoholu przez kobiety może być przyczyną występowania zaburzeń nastroju, zwłaszcza o charakterze lękowym i depresyjnym.

   Ryzyko szkód zdrowotnych pojawia się już wtedy, gdy kobieta wypija dziennie więcej niż dwie standardowe porcje alkoholu (czyli 1 półlitrowe piwo, kieliszek wina o pojemności 200ml, czy 60ml wódki). Trzy standardowe porcje alkoholu dziennie powodują u kobiet zaburzenia zdrowia, które występują u mężczyzn pijących więcej niż dziewięć porcji czystego alkoholu dziennie.


Trochę to niesprawiedliwe, ale cóż począć...
Musi nam wystarczyć kubek aromatycznej herbaty wypity w doborowym towarzystwie.

Jedyne na co możemy sobie kobitki pozwolić kwestii alkoholu to lampka czerwonego wina wypita od czasu do czasu.

A dlaczego stawiam na wino i dlaczego czerwone? Dowiecie się w następnym odcinku:P


Na koniec jeszcze podaję kaloryczność alkoholu. Tak ku przestrodze;)
ajerkoniak (kieliszek) = ok. 50 kcal
Gin (kieliszek) = ok. 75 kcal
gin z tonikiem (kieliszek) = 170 kcal
koniak (kieliszek) = 115 kcal
likier (kieliszek) = ok. 50 kcal
likier kawowy (kieliszek) = ok. 85 kcal
Margharita = ok. 850 kcal
martini wytrawne (kieliszek) = 60 kcal
Mojito = ok. 245 kcal
pilsner (0,3 l) = ok. 145 kcal
pina colada = ok. 650 kcal
piwo bezalkoholowe (0,33 l) = 80 kcal
piwo ciemne (0,3 l) = ok. 250 kcal
piwo jasne (0,3 l) = ok. 230 kcal
porter (0,3 l) = ok. 300 kcal
sherry (kieliszek) = ok. 50 kcal
wino białe wytrawne (1 kieliszek) = ok. 80 kcal
wino białe słodkie (1 kieliszek) = ok. 110 kcal
wino czerwone wytrawne (1 kieliszek) = ok. 80 kcal
wino czerwone słodkie (1 kieliszek) = ok. 115 kcal
wódka czysta (1 kieliszek) = ok. 60 kcal
wódka słodka (1 kieliszek) = ok. 75 kcal

Źródło:
http://diety.wieszjak.pl/tabele/252692,Ile-kalorii-ma-alkohol.html
http://alcor.webhost.pl/index2.php?option=com_content&do_pdf=1&id=60
http://www.parpa.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=45&Itemid=8